Wizyta szefów, zwłaszcza mówi?cych płynnie jedynie w językach obcych, zawsze wywołuje stany nerwowe u naszych rodzimych kierowników. Nie inaczej było na pocz?tku czerwca na lakierni. Sytuacja stała się jednak dramatyczna, gdy szef wydziału dosłownie tuż przed przybyciem wizytatorów zauważył na podłodze hali rysę. Wprawdzie sam fakt, że posadzka w pracuj?cej fabryce została zarysowana nie powinien przesadnie dziwić – chodziło wszak o czynn? lakiernię, a nie muzeum sztuki malowania karoserii – ale na kierownika rysa podziałała niczym przysłowiowa czerwona płachta na byka. Nigdy przecież nie wiadomo, na co inspekcja „z centrali” zwróci uwagę: na pajęczyny u sufitu, czy rysy na podłodze...

Błyskawicznie przy rysie (która okazała się być skaz? na wydziałowym wizerunku) została zwołana odprawa całej kadry inżynierskiej. Tuzin facetów stał ze spuszczonymi głowami gapi?c się na zarysowan? podłogę (a przy okazji na własne buty), wysłuchuj?c, że maj? godzinę na zlikwidowanie rysy. Brakowało tylko błyskaj?cych fleszy i ekipy dochodzeniowej rozsypuj?cej talk, aby ustalić przyczyny powstania niebezpiecznego ubytku w powłoce posadzki. Wyższa inteligencja techniczna z problemem się uporała i za pomoc? kilku past rysę zeszlifowano. Na szczę?cie nie musieli już malować trawy na zielono, ani też – niczym w kultowym serialu „Alternatywy 4” – przygotowywać haseł na powitanie go?ci (oraz kierownika).

Można by rzec, że cała afera rozeszła się po ko?ciach. Pytanie tylko, czy aby na pewno GM zatrudnia inżynierów, aby rozwi?zywali problemy zarysowanej posadzki i co to wszystko ma wspólnego z lakierowaniem karoserii, czy też szerzej z produkcj? samochodów. I kto w czasie powszechnej walki z rys? pilnował sytuacji na ta?mie?