Nawigacja

Aktualnie online

-> Gości online: 2

-> Użytkowników online: 0

-> Łącznie użytkowników: 60
-> Najnowszy użytkownik: wojtek

Ostatnie artykuły

Polecamy

Tygodnik Sląsko Dąbrowski

Tygodnik Solidarność

Krewniacy

Grosik

Fundacja Kolosy

Zobacz statystyki

Twój adres IP

13.58.184.90

Ostatnie zdjęcie

Przetłumacz stronę


Losowe zdjęcie

Najczęściej czytane

Najchętniej pobierane

Powitanie

Nawigacja

Gdzie był lekarz

Podczas nocnej zmiany dochodzi do wypadku w pracy. Krew się nie leje, pracownica jest przytomna i porusza się na własnych nogach. Przełożony zatem natychmiast wysyła podwładną do domu, aby „doszła do siebie” i odpoczęła. Wyraz troski? Być może, ale również początek problemów…

Poszkodowana bowiem, choć w łóżku spędziła cały dzień, nie tylko nie doszła do siebie, lecz ból w ręki nawet się nasilał. Dlatego przed kolejną zmianą – już późnym popołudniem, gdyż przecież do domu wróciła nad ranem – zgłosiła się do szpitala. Tam chirurg sprawnie opatrzył rękę wkładając ją w gips, ale po zwolnienie lekarskie wysłał pracownicę do lekarza rodzinnego. Jak najbardziej zgodnie z procedurą, gdyż uraz był „wczorajszy”. Problem jednak w tym, że następnego dnia rozpoczynał się trzydniowy długi weekend. Lekarz rodzinny na podstawie diagnozy szpitalnego chirurga rzecz jasna zwolnienie wypisał, tyle tylko, że zgodnie z przepisami mogło ono obejmować najwyżej trzy dni wstecz. Słowem na piątek, gdy zgłosiła się do szpitala – gdzie wreszcie unieruchomiono jej rękę – kobieta nie miała wymaganego prawem usprawiedliwienia nieobecności w pracy…

Jednocześnie kodeksowe przepisy złamał przełożony, który poszkodowaną w wypadku pracownicę wysłał do domu, starając się problem – jakim były skutki wypadku zamieść pod przysłowiowy dywan. Niestety najwyraźniej zapomniał, że zgodni z art. 234 ust. 1 Kodeksu Pracy miał obowiązek – jako reprezentant pracodawcy, działający w jego imieniu – udzielić pierwszej pomocy wszystkim poszkodowanym w wypadku przy pracy. Tymczasem nie tylko tego nie zrobił, ale nawet nie starał się ustalić, czy i w jakim stopniu ucierpiała podwładna. A wystarczyło wezwać lekarza, który – mając specjalistyczną wiedzę – zapewne bezzwłocznie wysłałby poszkodowaną do chirurga-ortopedy.

Pracownicy dojście do takiego wniosku zajęło znacznie więcej czasu, co nie dziwi, gdyż po pierwsze medycyny nie studiowała, a po drugie dokładnie wykonała polecenie przełożonego, który nakazał jej odpoczynek w domu. Jak zorientowała się, że zalecona przez lidera „terapia” pomaga tyle, co umarłemu kadzidło, udała się do specjalisty. W efekcie jej powrót do zdrowia może trwać dłużej – takie zazwyczaj są bowiem skutki zbyt późnej pomocy chirurgicznej – a tym samym więcej dni spędzi na chorobowym.

Słowem na braku szybkiej diagnozy medycznej stracą w efekcie wszyscy. Dlatego też wszystkie wypadki w pracy trzeba zgłaszać, a każdego poszkodowanego powinien natychmiast przebadać lekarz. Tu chodzi o ludzkie zdrowie i życie. Nie ma natomiast żadnego sensu ocena stanu poszkodowanego na podstawie widoku krwi. Wybity obojczyk, czy zerwane wiązadła to bardzo poważne urazy, zdecydowanie groźniejsze od skaleczenia, choć krew nie kapie. Jednocześnie „rozchodzić” się nie da nie nawet zwykłego skręcenia kostki, która tuż po urazie nie jest nawet specjalnie spuchnięta. Dobrze też pamiętać, że każdy taki niedoleczony uraz w przyszłości grozi orzeczeniem medycznych przeciwwskazań do pracy i … zwolnieniem. Oczywiście z troski o zdrowie gotowego wcześniej na wszystko pracownika.


Poleć ten artykuł
Podziel się z innymi: Facebook Google Live Reddit StumbleUpon Tweet This Yahoo
HTML:
Facebook - Lubię To:


Wygenerowano w sekund: 0.05
7,221,784 unikalne wizyty